sobota, 22 września 2012

5. Zatrzymaj się na czas. Dobrze zastanów, zanim coś powiesz i…



 Dźwięk tłuczonego szkła, echem rozniósł się, po zalanym ciszą, słonecznego poranka  kuchennym aneksie. Wywołując z ust Adam cichy syk bólu, gdy tylko faktura bladej dłoni spotkała się z odłamkami jednego ze staranie ustawionych na stole talerzy, które swą kolorową mozaiką silnie kontrastował się z niezliczonymi pedantycznie poustawianymi produktami. 
Aromatyczna woń porannej kawy, delikatnie tańczyła wokół pogrążonego w przygotowaniach Lamberta, który wyrzucając pośpiesznie odłamki zbitego talerza,  po raz kolejny sprawdzi „ustawianie” stołu. Chciał, by wszystko było idealnie, do tego wręcz stopnia, iż obsesyjnie po raz kolejny już, poprawiał ułożone w niewielkim koszyczku czekoladowe regaliki jakby to, pod jakim kątem zostaną ułożenie, miało znaczenie przy degustacji. 
Słysząc dobiegający ze strony schodów szelest zignorował promieniujący z dłoni ból, pospiesznie odwracając wzrok w stronę z chodzącego z piętra partnera.
- Adam.  – głośne wołanie mężczyzny, wyrwało go z  chwilowego letargu na nowo przywołując do pionu.
 - Tu jestem.- Odpowiedział normalnym tonem, uświadamiając tym samym Finowi, iż jest obserwowany.  – Zrobiłem śniadanie. – Wyjaśnił widząc zdziwione spojrzenie mężczyzny.
- To miło.
 Zachęcony promiennym uśmiechem blondyna, pewnie wyciągnął przed siebie ramiona, w których miejsce natychmiast wręcz zajął Sauli.
- Wybierasz się gdzieś. – Zagadnął, nie mogąc przypomnieć sobie, czy aby blondyn wspominał coś o jakimkolwiek wyjściu.
- Tak, mam spotkanie w sprawie tego nowego show muzyczno - plotkarskiego na E!. Wiesz szukają prowadzących.  –Wyjaśnił chaotycznie z nutą znudzenia.
- Nie mówiłeś nic. – Stwierdził zupełnie zaskoczony, odsuwając mężczyznę na długość ramion.
- Nie pytałeś.
- Wiec teraz pytam. Co to za program? – Zapytał, szczerze zaciekawiony pomysłem blondyna. Bo choć szczerze życzył mu wszystkiego dobrego w sferze zawodowej, to ten pomysł wydawał mu się, co najmniej dziwny.
- Nie wiem dokładnie, chodzi za pewne o bzdury w stylu Beiber ma nowy tatuaż Lovato znów się pocięła i tak dalej. – Mruknął wyplątując się z ramion Adama, by sięgnąć po jeden z perfekcyjnych rogalików.
- Aha – Mruknął enigmatycznie, całą swą uwagę skupiając na podziewaniu bieli blatu. 
- Nie no! Adam do cholery! Mógłbyś czasem uważać. – Warknął nagle Sauli, piorunując wokalistę wściekłym spojrzeniem.
- Co? – Zapytał głupio, zupełnie nie rozumiejąc wybuchu partnera.
- Jak, to, co, zobacz, co zrobiłeś. – Syknął niczym tornado odskakując od stołu. Ukazując otępiałemu zaskoczeniem Adamowi, czerwone smugi na perfekcyjnie białej jeszcze niegdyś koszuli.
- Zawsze musisz coś schrzanić. – Warknął jeszcze na odchodne, po czym zupełnie ignorując przeprosiny czarnowłosego, wyszedł z mieszkania w asyście huku zamykanych drzwi.
 Błękitne niczym wzburzone morze oczy jeszcze długo, wpatrywały się z ciemno brązową fakturę drzwi, jakby to tam zapisane były wszelkie wyjaśnienia. Jakby to te zupełnie nie winne niczemu drzwi, miały wyjaśnić mu wszystko to, o czym zapomniał blondyn.   Wzdychając bezsilnie, zacisnął dłonie na wypełnionym gorącą kawą kubku, po czym syknął gwałtownie wypuszczając granatowe naczynie z dłoni. W ciągu tych zaledwie kilku sekund przypominając sobie o zranionej dłoni, która pozostawiona sama sobie, delikatnie sączyła czerwone krople osocza, które prze jego nie uwagę nieświadomie stały się kolejnym zapalnikiem

            Zmykając ociężałe powieki niechlujnie osuną się na niewielkim plastikowym krzesełku, zupełnie ignorując panujący w poczekalni szmer.
Dziesiątki zupełnie obcych mu ludzi, jak zawsze krążyło między kolejnymi gabinetami, narzekając cicho na uroki ów medycznej instytucji, która znana była również pod nazwą przychodnia. Zupełnie niechcący lub też chcący (w przypadku dzieci) trącając milczącego basistę, który jako jeden z nielicznych „grzecznie” czekał na swoją kolej. Nie prowokując posępnej pielęgniarki, tym zapewne znienawidzonym przez nią „długo jeszcze”, które nawet jego samego zaczęło już powoli denerwować.
 Bardzo chętnie by stąd wyszedł, zostawiając za sobą płaczącego chłopca, który jak na złość dziś postanowił zająć miejsce obok niego, głośno narzekającą staruszkę, czy ciężarną kobietę, która wydawała z siebie dźwięki do złudzenie przypominające parowóz. I choć miejsce to nie miało wiele wspólnego z tymi, do których wraca się chętnie, on wracał. Sam jednak nie potrafił sobie odpowiedzieć, dlaczego. Jedno jednak wiedział na pewno, każda ta wizyta była gramem odpowiedzialności w tonie głupoty, jaką przejawiał każdego sobotniego wieczoru szukając zapomnienia tam, gdzie nigdy nikt go nie znalazł.
- Tommy Joe Ratliff. – Zirytowany, a zarazem zmęczony już głos, recepcjonistki przywołał go do kontuaru, jak zwykle wciskając w jego dłoń długopis, którym automatycznie już złożył chaotyczny podpis, który jednak nie miał nic wspólnego z tym pozostawionym na setkach zdjęć czy plakatów. Odbierając z dłoni kobiety błękitna kopertę, zdecydowanie zbyt szybko opuścił hol poczekalni, nawet na chwile nie zwalniając kroku, podczas drogi dzielącej go do pozostawionego na parkingu czarnego Mustanga. Zatrzaskując gwałtownie drzwi, opadał na siedzenie kierowcy, bezwładnie opierając głowę na ponad czterdziestoletniej kierownicy. Drobne ciało basisty, nawet delikatnie nie zadrżało zdradziecko, jedynie urwany coraz płytszy oddech, zupełnie głuchy na kontrolę zachować, szumiał delikatnie w wyciszonym wnętrzu.
 Jedynie cztery głębokie oddechy wystarczyły, by brązowe oczy na nowo uchyliły się, a blada od zaciskania na kierownicy dłoń, bezwładnie opadła na siedzenie pasażera, zostawiając tam błękitną torturę.
 Zostawił ją, bo tak po prostu, nie miał odwagi zajrzeć do środka. Wolał już to uczucie niepewności, ów równie pochyła, na jakiej dryfował między kolejnymi kopertami. Tak było łatwiej. A on czasem po prostu pozwalał sobie na to „łatwiej” ze zwykłego tchórzostwa, bo przecież łatwiej jest udawać, ze problemu niema, niż się z nim zmierzyć. W takich chwilach po porostu wierzył, iż niewiedza jest błogosławieństwem. Odpalając silnik, automatycznym ruchem dłoni poprawił wsteczne lusterko, z którego patrzyły na niego przepełnione troską błękitne tęczówki.
- Jest ok. –  Szepnął, bardziej do siebie niż towarzysza, po czym płynnym ruchem  opuścił parking.

            Kolejne, zatoczone nerwowymi impulsem elipsy na nic się nie zdawały w obliczu, kolejnego ruchu niebłagalnej wskazówki, która zupełnie głucha na nieme prośby wokalisty nieubłaganie brnęła do przodu, zataczając już osiemnaste koło od chwili, gdy wzburzony blondyn tak po prostu zatrzasnął za sobą drzwi nie dając nawet najmniejszego znaku życia.
 Na dobrą sprawę nawet nietknięte śniadanie nadal tkwiło na stole w asyście potłuczonego granatowego kubka, i czerstwych już teraz rogalików, których Adam sam nie zamierzał nawet tknąć. Coś, co miło być miłym impulsem troski, zmieniło się wiec w kolejny chorobliwy impuls zagłady, która coraz częściej krążyła nad nimi niczym ciężkie burzowe chmury, które nie są jeszcze gotowe na ulanie deszczowych łez, jednak Ty, tak doskonale czujesz ich brzemię.
 Adam jednak mimo wszystko chciał z nimi walczyć.  Chciał,  by odeszły. Zostawiając ich we względnym spokoju, który tak idealnie udawało im się, dotychczas tworzyć. Nie był idealny i czasem tak po prostu przeginał zachłyśnięty biegiem, jaki wciąż go otaczał. Nie by jednak nieczułym potworem, który zupełnie niewzruszony, zaniedbywał partnera, całą swą uwagę poświęcając butelce Daniels’a.
Był, jaki był, może nie idealny, ale naprawdę się starał.
 Dlatego teraz z każdą chwilą, denerwował się coraz bardziej, mając jednocześnie żal do fina, iż ten nie napisał mu nawet głupiego „ Nie gadam z tobą” lub po prostu „Nie wracam na noc”. Oczywiście, że nie był by zadowolony z takiego przebiegu sytuacji, ale przynajmniej wiedziałby, że jego ukochany zakręcony, blondyn nadal jest wściekły, ale bezpieczny.
I choć nigdy nie należał do ludzi, którzy po raz kolejny, słysząc dźwięk poczty wpadali w panikę, pisząc wszelkie możliwie czarne scenariusze, to po kolejnym monotonnym „wybrany numer jest chwilowo niedostępny”, zaczął się tak po prostu, denerwować się o bezpieczeństwo mężczyzny. Bo choć LA bez wątpienia było jednym z tych najciekawszych miast w Ameryce, to było również na liście tych najniebezpieczniejszych. A on tak po prostu troszczył się, ale i jednocześnie bało o bezpieczeństwo Fina.
 Słysząc wiec upragniony sygnał połączeni odetchnął z ulgą powoli układając w głowie całe litanie ochrzanu, jakim obdarzy partnera.
- Sauli, co ty sobie do diabła wyobrażasz. – Warknął na powitanie, gdy tylko usłyszał upragnione „Adam”.
- Możesz po mnie przyjechać. – Mruknął cicho Fin.
- I tylko tyle masz mi do powiedzenia! Zachodzę w głowę…
-Po prostu przyjedź, prószę – Przerwał mu cicho, Sauli. Zaskoczony tonem mężczyzny zamilkł gwałtownie pozwalając mu kontynuować. – 24 Komisariat. – Mruknął po czym rozłączył połączenie.
Zdębiały usłyszaną informacją Adam, jeszcze chwilę stał w bez ruchu, po czym gwałtownie wybiegł z mieszkania zagarniając po drodze jedynie kluczyki. W całym tym zamierzaniu ignorując fakt, iż przecież blondyn nie dzwonił z własnego numeru.
 Podróż ulicami Los Angeles nigdy nie wydawał mu się tak uciążliwa i długa, jak przez te niespełna kilkadziesiąt minut, które dzieliły go od przeciwnego krańca miasta.  Teraz zupełnie nie ważne było, co się stało, teraz liczyło się jedynie to, by blondynowi nic nie było. By był cały!
Próbując zachować resztki opanowania, drżącymi dłońmi pchnął drzwi, powoli wchodząc do środka.
 Przestronne wnętrze komisariatu zważając na porę, świeciło pustką. Jedynie starsza rudowłosa policjantka. zajmowała miejsce za szarym kontuarem, wyraźnie zmęczona już zmianą.
- Mogę w czymś pomóc. – Zapytała sucho, głosem do złudzenia podobnym do znudzonego Ratliffa.
- Mój przyjaciel.. – Zaczął nie pewnie, uświadamiając sobie, że właściwie to nie ma pojęcia co stało się Finowi.
- Nazwisko.
- Koskinen, Sauli Koskinen. – Odpowiedział pospiesznie, uważnie obserwując kobietę, której wyraz twarzy dla urozmaicenia zmienił się w zniesmaczenie, które nie miało jednak nic wspólnego z tak często spotykanym obrzydzeniem. W jej spojrzeniu było coś, co bardziej przypominało żal, jakby żal jej było czarnowłosego z jakiegoś tylko jej znanego powodu.
- Mam rozumieć, że wpłacasz kaucje. – Mruknęła z politowaniem, przeszukując niezliczone dokumenty na biurku.
- Kaucje? – Zapytał zaskoczony, zupełnie już gubiąc się w tym wszystkim.
- A czego oczekiwałeś, że wyjdzie na ładną buzię. –Warknęła, coraz bardziej wyprowadzona z równowagi.
- Tak wpłacę. – Opowiedział pośpiesznie, podpisując wciśnięte w jego dłonie dokumenty. Było mu już wszystko jedno, co podpisuje. Chciał po prostu zobaczyć blondyna i zażądać wyjaśnień.
- Poczekaj chwilę. – Poleciła, unosząc jednocześnie słuchawkę stacjonarnego telefonu.
Każda kolejna minuta niemiłosiernie mu się dłużyła, a w głowie rodziły się coraz to najczarniejsze myśli, bo co niby u diabła mogło się stać, by jego spokojny czasem niepotrzebnie pyskaty kochanek, wylądował w więzieniu. Ewidentnie ponosząc za coś winę, bo przecież za niewinnych kaucji się nie wpłaca.
 Już nawet zebrał w sobie dość odwagi, by zadąć ów pytanie rudowłosej policjantce, nim jednak zdążył otworzyć usta z oddalonego we wnętrzu komisariatu korytarza wyszedł policjant w towarzystwie pocierającego nerwowo nadgarstki blondyna.
- Co się stało. – Zapytał nerwowo, zupełnie ignorując obecność policjantów.
- Nic. -  Mruknął jedynie blondyn, by nie czekając nawet na Adama opuścić komisariat. Zaskoczony zachowaniem partnera, zastygł w bezruchu obserwując znikającą za drzwiami sylwetkę. Buzujący w nim dotychczas strach, powoli zmieniał się w niedowierzania, a ta zapewne zamieniłaby się w złość, gdyby nie znaczące chrząknięcie kobiety, która obdarzając po pełnym politowania spojrzeniem, skinęła w stronę drzwi.
- A tak dziękuję. – Mruknął zawstydzony, pospiesznie doganiając partnera, który oparty o maskę auta, pocierał ją delikatnie jakby próbował zetrzeć nieistniejący bród.
- Możesz mi do diabła wytłumaczyć, co ty robisz! Nie dajesz znaku życia od rana.  Znikasz, a potem każesz mi wpłacać kaucję. – Krzyknął zirytowany do granic możliwości.
- Nie kazałem ci wpłacać tej cholernej kaucji! -  Warknął, – Jeśli tak bardzo Ci zależy podwieź mnie do bankomatu to ci zwrócę! Albo wiesz, co? Chrzań się! – Warknął ruszając szybkim krokiem w kierunku głównej ulicy.
- Sauli! – Krzyknął za oddalającym się partnerem Lambert. – Sauli!
-, Czego znów chcesz! – Prychnął gniewnie, wykonując gwałtowny odwrót w stronę wokalisty.
-Co my w ogóle robimy? –  Spytał cicho. Jednak w ich głowach te pozornie nic nieznaczące słowa, zabrzmiały niczym nasycona niezliczonymi wyładowaniami burza, niczym huczący wiatr, i dziesiątki tysięcy innych zupełnie nie potrzebnych im teraz dźwięków.


7 komentarzy:

  1. Dalejdalejdalej, chcę daaalej! Co tu wiele mówić! Niekryty krytyk nie ma co krytykować. :3
    *znów jej się nie chce przelogowywać, Jennifer Miller tudzież Alex to ja*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba powinnam Cię przerosić, bo jak niecierpliwie czekałaś na kolejną natkę, a Ja dopiero dziś ją dodałam. Wiec przepraszam! I jednocześnie przyznaję, że twoje komentarze sprawiają mi niesamowitą frajdę ;) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Hej, to jest naprawdę ciekawe, wiesz? ;)
    Serce mi pęka, jak widzę, co dzieje się między Adamem i Saulim. I Jestem ciekawa tej koperty. Mam jakieś tam swoje przypuszczenia, ale to za mało i pewnie są zupełnie nietrafne.
    Szkoda tylko, że robisz tyle błędów niepotrzebnych, które przeszkadzają w czytaniu. Znajdź sobie betę. Poprawienie tekstu opóźni publikację najwyżej o jeden dzień, a będzie się jeszcze przyjemniej czytać ;)

    Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To trochę irracjonalne, że czytam twój komentarz tutaj bo "znam" twoja osobę zdecydowanie z innego paringu. Jednocześnie też miłe, bo wiem, że twoja twórczość cieszyła się dużym zainteresowaniem, a ty sama jesteś stosunkowo kreatywną autorką.
      Myślę że "przypuszczenia" czytelników są ważne i chętnie poznała bym twoje ;)
      Co do samej Bety, to jeśli znajdę odpowiedzią osobę, możesz być pewna, że tekst zostanie naprawiony!

      Usuń
    2. Tak, z innego ;)
      Czy ja wiem czy dużym zainteresowaniem? Byli lepsi. Ja po prosty trafiłam chyba na czas, gdy było jeszcze jakie takie zainteresowanie tą tematyką.
      Innym razem te przypuszczenia, dobrze? Dzisiaj padam na twarz. Na tyle, że nie dam rady przeczytać szóstki.
      A bety szukaj! Dobre bety znajdziesz na drarry.pl, ale nie wiem, czy będą zainteresowane współpracą poza ich głównym paringiem.
      I bądź łaskawa wyłączyć konieczność przepisywania kodu z obrazka przy dodawaniu komentarzy. Nie mogę przez to komentować z telefonu, a właśnie na nim najczęściej czytam blogi.
      Ja sama teraz głównie tłumaczę i betuję, ale pracuję już z paroma osobami i zwyczajnie nie dam rady wziąć na siebie więcej. A szkoda, bo trafiły mi się ostatnio dwie osoby, które mają naprawdę duży potencjał, a psują to błędami. Jedną z ich jesteś ty. Jeśli którąś współpracę zakończę, dam ci znać, ale nie licz na to za bardzo i szukaj bety na własną rękę. Ewentualnie, gdy już wstawisz choć jeden zbetowany rozdział, powiem ci, czy wybrałaś dobrą betę. Jeśli nie, szukaj kolejnej. I tak do skutku. I niech koniecznie poprzednie rozdziały też w wolnej chwili poprawi.

      Usuń
  3. Twoje opowiadanie naprawdę wciąga. Nie wiem czemu dopiero teraz je komentuje. Silento, ale narobiłaś zamieszania między Adamem a Saulim, coś ich relacje podążają w złym kierunku.
    A Tommy? Wyznaję zasadę, że problemy o, których się nie mówi albo nie myśli nie istnieją? Jestem ciekawa co to za błękitna koperta. Mam nadzieje, że szybko coś wrzucisz. Pozdrawiam cię serdecznie i życzę weny. Moja ostatnio nabrała jesiennego nastroju i jest kapryśna. Mam nadzieje,że z twoją będzie lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię twoje komentarze wiesz? Lubię to jak rozkładasz wszystko na czynnie pierwsze, daje mi to do myślenia nad dalszą akcją. Co do Adama i Sauli'ego to chyba wszyscy jasno widzimy, że najlepiej nie jest, ale co z tego wyniknie jeszcze się okaże, tak myślę ;) Co do Tommy'ego to stosunkowo skomplikowany osobnik.
      Jesień lubi kraść to co jej się nie należny, niestety.

      Usuń