Dźwięk tłuczonego szkła, echem rozniósł się,
po zalanym ciszą, słonecznego poranka
kuchennym aneksie. Wywołując z ust Adam cichy syk bólu, gdy tylko
faktura bladej dłoni spotkała się z odłamkami jednego ze staranie ustawionych
na stole talerzy, które swą kolorową mozaiką silnie kontrastował się z
niezliczonymi pedantycznie poustawianymi produktami.
Aromatyczna woń porannej kawy, delikatnie
tańczyła wokół pogrążonego w przygotowaniach Lamberta, który wyrzucając
pośpiesznie odłamki zbitego talerza, po
raz kolejny sprawdzi „ustawianie” stołu. Chciał, by wszystko było idealnie, do
tego wręcz stopnia, iż obsesyjnie po raz kolejny już, poprawiał ułożone w
niewielkim koszyczku czekoladowe regaliki jakby to, pod jakim kątem zostaną
ułożenie, miało znaczenie przy degustacji.
Słysząc dobiegający ze strony schodów
szelest zignorował promieniujący z dłoni ból, pospiesznie odwracając wzrok w
stronę z chodzącego z piętra partnera.
- Adam.
– głośne wołanie mężczyzny, wyrwało go z
chwilowego letargu na nowo przywołując do pionu.
- Tu
jestem.- Odpowiedział normalnym tonem, uświadamiając tym samym Finowi, iż jest
obserwowany. – Zrobiłem śniadanie. – Wyjaśnił
widząc zdziwione spojrzenie mężczyzny.
- To miło.
Zachęcony promiennym uśmiechem blondyna,
pewnie wyciągnął przed siebie ramiona, w których miejsce natychmiast wręcz
zajął Sauli.
- Wybierasz się gdzieś. – Zagadnął, nie
mogąc przypomnieć sobie, czy aby blondyn wspominał coś o jakimkolwiek wyjściu.
- Tak, mam spotkanie w sprawie tego nowego show
muzyczno - plotkarskiego na E!. Wiesz szukają prowadzących. –Wyjaśnił chaotycznie z nutą znudzenia.
- Nie mówiłeś nic. – Stwierdził zupełnie
zaskoczony, odsuwając mężczyznę na długość ramion.
- Nie pytałeś.
- Wiec teraz pytam. Co to za program? –
Zapytał, szczerze zaciekawiony pomysłem blondyna. Bo choć szczerze życzył mu
wszystkiego dobrego w sferze zawodowej, to ten pomysł wydawał mu się, co
najmniej dziwny.
- Nie wiem dokładnie, chodzi za pewne o
bzdury w stylu Beiber ma nowy tatuaż Lovato znów się pocięła i tak dalej. –
Mruknął wyplątując się z ramion Adama, by sięgnąć po jeden z perfekcyjnych
rogalików.
- Aha – Mruknął enigmatycznie, całą swą uwagę
skupiając na podziewaniu bieli blatu.
- Nie no! Adam do cholery! Mógłbyś czasem
uważać. – Warknął nagle Sauli, piorunując wokalistę wściekłym spojrzeniem.
- Co? – Zapytał głupio, zupełnie nie
rozumiejąc wybuchu partnera.
- Jak, to, co, zobacz, co zrobiłeś. – Syknął
niczym tornado odskakując od stołu. Ukazując otępiałemu zaskoczeniem Adamowi,
czerwone smugi na perfekcyjnie białej jeszcze niegdyś koszuli.
- Zawsze musisz coś schrzanić. – Warknął
jeszcze na odchodne, po czym zupełnie ignorując przeprosiny czarnowłosego,
wyszedł z mieszkania w asyście huku zamykanych drzwi.
Błękitne niczym wzburzone morze oczy jeszcze
długo, wpatrywały się z ciemno brązową fakturę drzwi, jakby to tam zapisane
były wszelkie wyjaśnienia. Jakby to te zupełnie nie winne niczemu drzwi, miały
wyjaśnić mu wszystko to, o czym zapomniał blondyn. Wzdychając bezsilnie, zacisnął dłonie na
wypełnionym gorącą kawą kubku, po czym syknął gwałtownie wypuszczając granatowe
naczynie z dłoni. W ciągu tych zaledwie kilku sekund przypominając sobie o
zranionej dłoni, która pozostawiona sama sobie, delikatnie sączyła czerwone
krople osocza, które prze jego nie uwagę nieświadomie stały się kolejnym
zapalnikiem
Zmykając
ociężałe powieki niechlujnie osuną się na niewielkim plastikowym krzesełku,
zupełnie ignorując panujący w poczekalni szmer.
Dziesiątki zupełnie obcych mu ludzi, jak
zawsze krążyło między kolejnymi gabinetami, narzekając cicho na uroki ów
medycznej instytucji, która znana była również pod nazwą przychodnia. Zupełnie
niechcący lub też chcący (w przypadku dzieci) trącając milczącego basistę,
który jako jeden z nielicznych „grzecznie” czekał na swoją kolej. Nie prowokując
posępnej pielęgniarki, tym zapewne znienawidzonym przez nią „długo jeszcze”,
które nawet jego samego zaczęło już powoli denerwować.
Bardzo chętnie by stąd wyszedł, zostawiając za
sobą płaczącego chłopca, który jak na złość dziś postanowił zająć miejsce obok
niego, głośno narzekającą staruszkę, czy ciężarną kobietę, która wydawała z
siebie dźwięki do złudzenie przypominające parowóz. I choć miejsce to nie miało
wiele wspólnego z tymi, do których wraca się chętnie, on wracał. Sam jednak nie
potrafił sobie odpowiedzieć, dlaczego. Jedno jednak wiedział na pewno, każda ta
wizyta była gramem odpowiedzialności w tonie głupoty, jaką przejawiał każdego
sobotniego wieczoru szukając zapomnienia tam, gdzie nigdy nikt go nie znalazł.
- Tommy Joe Ratliff. – Zirytowany, a zarazem
zmęczony już głos, recepcjonistki przywołał go do kontuaru, jak zwykle wciskając
w jego dłoń długopis, którym automatycznie już złożył chaotyczny podpis, który
jednak nie miał nic wspólnego z tym pozostawionym na setkach zdjęć czy
plakatów. Odbierając z dłoni kobiety błękitna kopertę, zdecydowanie zbyt szybko
opuścił hol poczekalni, nawet na chwile nie zwalniając kroku, podczas drogi
dzielącej go do pozostawionego na parkingu czarnego Mustanga. Zatrzaskując
gwałtownie drzwi, opadał na siedzenie kierowcy, bezwładnie opierając głowę na
ponad czterdziestoletniej kierownicy. Drobne ciało basisty, nawet delikatnie
nie zadrżało zdradziecko, jedynie urwany coraz płytszy oddech, zupełnie głuchy
na kontrolę zachować, szumiał delikatnie w wyciszonym wnętrzu.
Jedynie cztery głębokie oddechy wystarczyły,
by brązowe oczy na nowo uchyliły się, a blada od zaciskania na kierownicy dłoń,
bezwładnie opadła na siedzenie pasażera, zostawiając tam błękitną torturę.
Zostawił ją, bo tak po prostu, nie miał odwagi
zajrzeć do środka. Wolał już to uczucie niepewności, ów równie pochyła, na
jakiej dryfował między kolejnymi kopertami. Tak było łatwiej. A on czasem po
prostu pozwalał sobie na to „łatwiej” ze zwykłego tchórzostwa, bo przecież
łatwiej jest udawać, ze problemu niema, niż się z nim zmierzyć. W takich
chwilach po porostu wierzył, iż niewiedza jest błogosławieństwem. Odpalając
silnik, automatycznym ruchem dłoni poprawił wsteczne lusterko, z którego
patrzyły na niego przepełnione troską błękitne tęczówki.
- Jest ok. –
Szepnął, bardziej do siebie niż towarzysza, po czym płynnym ruchem opuścił parking.
Kolejne, zatoczone nerwowymi
impulsem elipsy na nic się nie zdawały w obliczu, kolejnego ruchu niebłagalnej
wskazówki, która zupełnie głucha na nieme prośby wokalisty nieubłaganie brnęła
do przodu, zataczając już osiemnaste koło od chwili, gdy wzburzony blondyn tak
po prostu zatrzasnął za sobą drzwi nie dając nawet najmniejszego znaku życia.
Na
dobrą sprawę nawet nietknięte śniadanie nadal tkwiło na stole w asyście
potłuczonego granatowego kubka, i czerstwych już teraz rogalików, których Adam
sam nie zamierzał nawet tknąć. Coś, co miło być miłym impulsem troski, zmieniło
się wiec w kolejny chorobliwy impuls zagłady, która coraz częściej krążyła nad
nimi niczym ciężkie burzowe chmury, które nie są jeszcze gotowe na ulanie
deszczowych łez, jednak Ty, tak doskonale czujesz ich brzemię.
Adam
jednak mimo wszystko chciał z nimi walczyć. Chciał,
by odeszły. Zostawiając ich we względnym spokoju, który tak idealnie
udawało im się, dotychczas tworzyć. Nie był idealny i czasem tak po prostu
przeginał zachłyśnięty biegiem, jaki wciąż go otaczał. Nie by jednak nieczułym
potworem, który zupełnie niewzruszony, zaniedbywał partnera, całą swą uwagę
poświęcając butelce Daniels’a.
Był, jaki był, może nie idealny, ale
naprawdę się starał.
Dlatego teraz z każdą chwilą, denerwował się
coraz bardziej, mając jednocześnie żal do fina, iż ten nie napisał mu nawet
głupiego „ Nie gadam z tobą” lub po prostu „Nie wracam na noc”. Oczywiście, że
nie był by zadowolony z takiego przebiegu sytuacji, ale przynajmniej
wiedziałby, że jego ukochany zakręcony, blondyn nadal jest wściekły, ale
bezpieczny.
I choć nigdy nie należał do ludzi, którzy po
raz kolejny, słysząc dźwięk poczty wpadali w panikę, pisząc wszelkie możliwie czarne
scenariusze, to po kolejnym monotonnym „wybrany numer jest chwilowo niedostępny”,
zaczął się tak po prostu, denerwować się o bezpieczeństwo mężczyzny. Bo choć LA
bez wątpienia było jednym z tych najciekawszych miast w Ameryce, to było
również na liście tych najniebezpieczniejszych. A on tak po prostu troszczył się,
ale i jednocześnie bało o bezpieczeństwo Fina.
Słysząc wiec upragniony sygnał połączeni
odetchnął z ulgą powoli układając w głowie całe litanie ochrzanu, jakim obdarzy
partnera.
- Sauli, co ty sobie do diabła wyobrażasz. –
Warknął na powitanie, gdy tylko usłyszał upragnione „Adam”.
- Możesz po mnie przyjechać. – Mruknął cicho
Fin.
- I tylko tyle masz mi do powiedzenia!
Zachodzę w głowę…
-Po prostu przyjedź, prószę – Przerwał mu
cicho, Sauli. Zaskoczony tonem mężczyzny zamilkł gwałtownie pozwalając mu
kontynuować. – 24 Komisariat. – Mruknął po czym rozłączył połączenie.
Zdębiały usłyszaną informacją Adam, jeszcze
chwilę stał w bez ruchu, po czym gwałtownie wybiegł z mieszkania zagarniając po
drodze jedynie kluczyki. W całym tym zamierzaniu ignorując fakt, iż przecież
blondyn nie dzwonił z własnego numeru.
Podróż ulicami Los Angeles nigdy nie wydawał
mu się tak uciążliwa i długa, jak przez te niespełna kilkadziesiąt minut, które
dzieliły go od przeciwnego krańca miasta.
Teraz zupełnie nie ważne było, co się stało, teraz liczyło się jedynie
to, by blondynowi nic nie było. By był cały!
Próbując zachować resztki opanowania,
drżącymi dłońmi pchnął drzwi, powoli wchodząc do środka.
Przestronne
wnętrze komisariatu zważając na porę, świeciło pustką. Jedynie starsza
rudowłosa policjantka. zajmowała miejsce za szarym kontuarem, wyraźnie zmęczona
już zmianą.
- Mogę w czymś pomóc. – Zapytała sucho,
głosem do złudzenia podobnym do znudzonego Ratliffa.
- Mój przyjaciel.. – Zaczął nie pewnie,
uświadamiając sobie, że właściwie to nie ma pojęcia co stało się Finowi.
- Nazwisko.
- Koskinen, Sauli Koskinen. – Odpowiedział
pospiesznie, uważnie obserwując kobietę, której wyraz twarzy dla urozmaicenia
zmienił się w zniesmaczenie, które nie miało jednak nic wspólnego z tak często
spotykanym obrzydzeniem. W jej spojrzeniu było coś, co bardziej przypominało
żal, jakby żal jej było czarnowłosego z jakiegoś tylko jej znanego powodu.
- Mam rozumieć, że wpłacasz kaucje. –
Mruknęła z politowaniem, przeszukując niezliczone dokumenty na biurku.
- Kaucje? – Zapytał zaskoczony, zupełnie już
gubiąc się w tym wszystkim.
- A czego oczekiwałeś, że wyjdzie na ładną
buzię. –Warknęła, coraz bardziej wyprowadzona z równowagi.
- Tak wpłacę. – Opowiedział pośpiesznie, podpisując
wciśnięte w jego dłonie dokumenty. Było mu już wszystko jedno, co podpisuje. Chciał
po prostu zobaczyć blondyna i zażądać wyjaśnień.
- Poczekaj chwilę. – Poleciła, unosząc
jednocześnie słuchawkę stacjonarnego telefonu.
Każda kolejna minuta niemiłosiernie mu się
dłużyła, a w głowie rodziły się coraz to najczarniejsze myśli, bo co niby u diabła
mogło się stać, by jego spokojny czasem niepotrzebnie pyskaty kochanek,
wylądował w więzieniu. Ewidentnie ponosząc za coś winę, bo przecież za
niewinnych kaucji się nie wpłaca.
Już
nawet zebrał w sobie dość odwagi, by zadąć ów pytanie rudowłosej policjantce,
nim jednak zdążył otworzyć usta z oddalonego we wnętrzu komisariatu korytarza
wyszedł policjant w towarzystwie pocierającego nerwowo nadgarstki blondyna.
- Co się stało. – Zapytał nerwowo, zupełnie
ignorując obecność policjantów.
- Nic. -
Mruknął jedynie blondyn, by nie czekając nawet na Adama opuścić
komisariat. Zaskoczony zachowaniem partnera, zastygł w bezruchu obserwując znikającą
za drzwiami sylwetkę. Buzujący w nim dotychczas strach, powoli zmieniał się w
niedowierzania, a ta zapewne zamieniłaby się w złość, gdyby nie znaczące
chrząknięcie kobiety, która obdarzając po pełnym politowania spojrzeniem,
skinęła w stronę drzwi.
- A tak dziękuję. – Mruknął zawstydzony,
pospiesznie doganiając partnera, który oparty o maskę auta, pocierał ją
delikatnie jakby próbował zetrzeć nieistniejący bród.
- Możesz mi do diabła wytłumaczyć, co ty
robisz! Nie dajesz znaku życia od rana. Znikasz,
a potem każesz mi wpłacać kaucję. – Krzyknął zirytowany do granic możliwości.
- Nie kazałem ci wpłacać tej cholernej
kaucji! - Warknął, – Jeśli tak bardzo Ci
zależy podwieź mnie do bankomatu to ci zwrócę! Albo wiesz, co? Chrzań się! –
Warknął ruszając szybkim krokiem w kierunku głównej ulicy.
- Sauli! – Krzyknął za oddalającym się
partnerem Lambert. – Sauli!
-, Czego znów chcesz! – Prychnął gniewnie,
wykonując gwałtowny odwrót w stronę wokalisty.
-Co my w ogóle robimy? – Spytał cicho. Jednak w ich głowach te
pozornie nic nieznaczące słowa, zabrzmiały niczym nasycona niezliczonymi
wyładowaniami burza, niczym huczący wiatr, i dziesiątki tysięcy innych zupełnie
nie potrzebnych im teraz dźwięków.
Dalejdalejdalej, chcę daaalej! Co tu wiele mówić! Niekryty krytyk nie ma co krytykować. :3
OdpowiedzUsuń*znów jej się nie chce przelogowywać, Jennifer Miller tudzież Alex to ja*
Chyba powinnam Cię przerosić, bo jak niecierpliwie czekałaś na kolejną natkę, a Ja dopiero dziś ją dodałam. Wiec przepraszam! I jednocześnie przyznaję, że twoje komentarze sprawiają mi niesamowitą frajdę ;) Pozdrawiam.
UsuńHej, to jest naprawdę ciekawe, wiesz? ;)
OdpowiedzUsuńSerce mi pęka, jak widzę, co dzieje się między Adamem i Saulim. I Jestem ciekawa tej koperty. Mam jakieś tam swoje przypuszczenia, ale to za mało i pewnie są zupełnie nietrafne.
Szkoda tylko, że robisz tyle błędów niepotrzebnych, które przeszkadzają w czytaniu. Znajdź sobie betę. Poprawienie tekstu opóźni publikację najwyżej o jeden dzień, a będzie się jeszcze przyjemniej czytać ;)
Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ;)
To trochę irracjonalne, że czytam twój komentarz tutaj bo "znam" twoja osobę zdecydowanie z innego paringu. Jednocześnie też miłe, bo wiem, że twoja twórczość cieszyła się dużym zainteresowaniem, a ty sama jesteś stosunkowo kreatywną autorką.
UsuńMyślę że "przypuszczenia" czytelników są ważne i chętnie poznała bym twoje ;)
Co do samej Bety, to jeśli znajdę odpowiedzią osobę, możesz być pewna, że tekst zostanie naprawiony!
Tak, z innego ;)
UsuńCzy ja wiem czy dużym zainteresowaniem? Byli lepsi. Ja po prosty trafiłam chyba na czas, gdy było jeszcze jakie takie zainteresowanie tą tematyką.
Innym razem te przypuszczenia, dobrze? Dzisiaj padam na twarz. Na tyle, że nie dam rady przeczytać szóstki.
A bety szukaj! Dobre bety znajdziesz na drarry.pl, ale nie wiem, czy będą zainteresowane współpracą poza ich głównym paringiem.
I bądź łaskawa wyłączyć konieczność przepisywania kodu z obrazka przy dodawaniu komentarzy. Nie mogę przez to komentować z telefonu, a właśnie na nim najczęściej czytam blogi.
Ja sama teraz głównie tłumaczę i betuję, ale pracuję już z paroma osobami i zwyczajnie nie dam rady wziąć na siebie więcej. A szkoda, bo trafiły mi się ostatnio dwie osoby, które mają naprawdę duży potencjał, a psują to błędami. Jedną z ich jesteś ty. Jeśli którąś współpracę zakończę, dam ci znać, ale nie licz na to za bardzo i szukaj bety na własną rękę. Ewentualnie, gdy już wstawisz choć jeden zbetowany rozdział, powiem ci, czy wybrałaś dobrą betę. Jeśli nie, szukaj kolejnej. I tak do skutku. I niech koniecznie poprzednie rozdziały też w wolnej chwili poprawi.
Twoje opowiadanie naprawdę wciąga. Nie wiem czemu dopiero teraz je komentuje. Silento, ale narobiłaś zamieszania między Adamem a Saulim, coś ich relacje podążają w złym kierunku.
OdpowiedzUsuńA Tommy? Wyznaję zasadę, że problemy o, których się nie mówi albo nie myśli nie istnieją? Jestem ciekawa co to za błękitna koperta. Mam nadzieje, że szybko coś wrzucisz. Pozdrawiam cię serdecznie i życzę weny. Moja ostatnio nabrała jesiennego nastroju i jest kapryśna. Mam nadzieje,że z twoją będzie lepiej.
Lubię twoje komentarze wiesz? Lubię to jak rozkładasz wszystko na czynnie pierwsze, daje mi to do myślenia nad dalszą akcją. Co do Adama i Sauli'ego to chyba wszyscy jasno widzimy, że najlepiej nie jest, ale co z tego wyniknie jeszcze się okaże, tak myślę ;) Co do Tommy'ego to stosunkowo skomplikowany osobnik.
UsuńJesień lubi kraść to co jej się nie należny, niestety.